Papież na nasze czasy – strażnik depozytu wiary, teolog i nauczyciel, przykład świętości

Współczesny świat zdaje się coraz bardziej zagubiony. Rozwój technologiczny i materialny nie idzie w parze z rozwojem moralnym i duchowym. Coraz trudniej odróżnić prawdę od fałszu, a dobro od zła. Wielu ludzi, nawet wewnątrz Kościoła, ulega presji opinii publicznej, poprawności politycznej czy emocjonalnym narracjom.

W takim czasie papież nie może być postacią neutralną, „sympatyczną” czy jedynie dyplomatyczną.Musi być pasterzem odważnym, stanowczym i świętym – człowiekiem Ewangelii, a nie kompromisu.

Właśnie dlatego dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzeba papieża, który spełnia konkretne, nierozerwalnie związane z jego urzędem zadania.

Po pierwsze – papież powinien być strażnikiem depozytu wiary.

Wiara katolicka nie jest tworem ludzkim ani zbiorem poglądów podlegających ewolucji. Depozyt wiary – objawienie zawarte w Piśmie Świętym i Tradycji – został przekazany raz na zawsze i zadaniem papieża nie jest go zmieniać, lecz wiernie przekazywać dalej. W czasach, gdy niektóre środowiska oczekują „zreformowania” nauki Kościoła w zakresie moralności, małżeństwa, sakramentów czy antropologii, papież musi mieć odwagę powiedzieć jasno: nauka Kościoła nie podlega rewizji pod naciskiem społecznym. Tylko taki papież zasługuje na miano następcy św. Piotra, który nie zaparł się Chrystusa, ale – choć sam był słaby – oddał życie za prawdę.

Po drugie – papież powinien być wybitnym teologiem i nauczycielem wiary.

Nie wystarczy mówić do ludzi prostym językiem – trzeba wiedzieć, co się mówi. Papież musi znać Ewangelię, rozumieć dogmaty, znać historię Kościoła i dzieła Ojców Kościoła. Musi być osobą głęboko ugruntowaną w teologii, aby nie ulegać modnym opiniom, czy powierzchownym emocjom. Jego wypowiedzi powinny być precyzyjne, spójne i wierne Tradycji – tak, aby nie budziły zamętu ani nie były interpretowane w duchu sprzecznym z dotychczasowym nauczaniem Kościoła.

Po trzecie – papież musi być stanowczym obrońcą nienaruszalności doktryny.

W ostatnich dekadach obserwujemy próby reinterpretacji nauczania Kościoła w duchu relatywizmu. Tymczasem prawda nie podlega negocjacji. Papież nie może pozwolić, by nauka o grzechu, małżeństwie, kapłaństwie, czy Eucharystii była podważana. Nie może dopuszczać do sytuacji, w których wierni otrzymują sprzeczne informacje na temat moralności, czy dyscypliny sakramentalnej. Nauka Kościoła ma prowadzić do zbawienia – a nie do chwilowej akceptacji przez świat.

Po czwarte – papież powinien otworzyć drogę do godnego sprawowania liturgii w obu formach rytu rzymskiego.

Liturgia jest sercem Kościoła. To nie tylko forma modlitwy, ale wyraz naszej wiary i czci dla Boga. Papież powinien dążyć do przywrócenia głębokiej sakralności liturgii – nie przez wykluczanie, ale przez umożliwienie sprawowania również Mszy świętej trydenckiej, która przez wieki była źródłem świętości i duchowej formacji. Zamiast ograniczać dostęp do tego skarbu, powinien go promować i chronić – jako część dziedzictwa Kościoła, nie przeszłość do zapomnienia.

Po piąte – papież powinien być bezkompromisowy wobec grzechu i nadużyć wewnątrz Kościoła.

Wielkim zgorszeniem ostatnich lat były skandale seksualne i moralne wśród duchowieństwa, często tuszowane lub bagatelizowane. Papież nie może milczeć ani chronić winnych. Musi z pełną przejrzystością, odwagą i pokorą stawać po stronie ofiar, prowadzić realne działania oczyszczające i ukazywać, że Kościół nie akceptuje grzechu – szczególnie wśród tych, którzy powinni być jego pasterzami.

Po szóste – papież powinien poważnie traktować swój urząd jako święty obowiązek.

Nie jest on liderem organizacji ani charyzmatycznym mówcą – jest następcą św. Piotra, widzialnym znakiem jedności i fundamentem wiary. Jego słowa, gesty, decyzje – wszystko powinno być świadectwem służby Chrystusowi. Powinien zachować godność urzędu, nie popadać w trywialność, ani banalizację roli Ojca Świętego. Jego autorytet nie wynika z osobowości, ale z łaski urzędu, który został mu powierzony przez Boga.

Po siódme – papież powinien być ojcem i przykładem świętości.

Nie wystarczy mówić o Bogu – trzeba Go sobą ukazywać. Papież musi być człowiekiem modlitwy, pokory i odwagi. Jego życie powinno być znakiem zjednoczenia z Chrystusem. Świat patrzy na papieża jak na sumienie Kościoła – i tylko ten, kto sam stara się żyć Ewangelią w prawdzie, może ją głosić z mocą. Nie może być w nim rozdźwięku między słowem, a czynem.

Papież na dzisiejsze czasy to nie ten, który chce przypodobać się światu, ale ten, który prowadzi go ku zbawieniu. Nie zmienia nauczania Kościoła, ale wiernie je przekazuje. Nie zasłania grzechu, ale demaskuje go w prawdzie. Nie osłabia liturgii, ale umacnia jej świętość. Nie szuka poklasku, ale stoi przy krzyżu. Takiego papieża potrzebuje współczesny Kościół – człowieka wiary i świętości, który nie kłania się duchowi czasów, lecz pozwala Duchowi Świętemu przemieniać świat.

Osobiście chciałbym, aby został wybrany na następcę św. Piotra kardynał o poglądach konserwatywnych. Świat potrzebuje Papieża który ma odwagę przywrócić i bronić tradycję i wartości które stanowią fundament dla Kościoła Katolickiego.

Obecnie z moich obliczeń wynika, że jest tylko 18-tu kardynałów konserwatywnych w ogólnej liczbie 133 Kardynałów uprawnionych do głosowania w konklawe.

Czemu uważam, że konserwatywny Papież jest obecnie potrzebny?

Jako przeciętny katolik jestem już trochę zdegustowany ciągłym mieszaniem w głowach osobom wierzącym przez niezachowywanie tradycyjnego nauczania Kościoła,  przez niedopowiedzenia i lekko rzucane słowa często w kwestiach zasadniczych.

Oczekuję od osoby piastującej najwyższy urząd w Kościele:

  1. Wierności tradycji w tym ostrożności wobec nowości teologicznych, czy zmian w doktrynie,
  2. Obrony nauki moralnej,
  3. Szacunku dla tradycji liturgii, oraz przywrócenia Mszy Trydenckiej dla tych którzy chcą w niej uczestniczyć, a z której przez wieki wyrosło wiele świętych,
  4. Ostrożności w podążaniu za zmianami w świecie i dystansu wobec nowoczesnych ideologii,
  5. Nie uleganiu grupom nacisku,
  6. Powagi związanej z piastowanym urzędem, co nie znaczy sztywności, czy braku poczucia humoru.

Pamiętam czasy, kiedy czekało się z utęsknieniem na Anioł Pański z Watykanu z Janem Pawłem II w każdą niedzielę. Chciałbym znowu po dwóch pontyfikatach nie móc się doczekać na spotkanie z Ojcem Świętym.

Nauczanie JP II  były zrozumiałe, zapadały na długo w głowie i w sercu. Czuło się, że jest on blisko Boga, że jest to człowiek wiary i modlitwy.  Jego postawa, sposób mówienia, nauczanie działało magnetycznie i sprawiało, że chciało się wkładać więcej wysiłku w dążeniu do świętości.